Głowę nisko, niziutko pochylę, by podpatrzeć, jak się chwieją badyle; cała w słuch się i oko zamienię i twarz blisko do ziemi przyłożę, aby wiedzieć, o czym śnią na ugorze tu i ówdzie leżące kamienie. Pozostawcie mnie samą na polu: jedno małe ziarenko kąkolu jest mi bardziej braterskie, litosne od was. Oczy i słuch wciąż wytężam, co dzień zrywam się, padam, zwyciężam, co dzień korzę się, walczę i rosnę. Wolę słotę, wolę hałas gromów od zaduchu waszych niskich domów, od powietrza, które duszę ściska. Tu dzień każdy wznosi coś, coś grzebie, a nade mną po szerokim niebie z głośnym gwizdem przeganiają wichrzyska. Puch przelata. Ktoś nieznany sieje chwasty, zboża, zgony i nadzieje, pieśni dzikie, śmiałe i żałosne, a ja coraz szerzej wzrok otwieram, puch, i pieśni, i nadzieje zbieram i upadam, i powstaję, i – rosnę!
1915-1916
Z tomu: Biblioteka Poetów XX wieku Kazimiera Iłłakowiczówna „Poezje Wybrane” Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1968r.